When you have to say goodbye

Chyba nikt nie lubi się żegnać, bo przecież pożegnania są do kitu. Tak, już pewnie nigdy tych osób się nie zobaczy. Tak, pewnie za kilka miesięcy zapomni się nawet ich imiona. Tak, "tak już ma być"... i inne tego typu podobne banały. To wszystko prawda, bo rzeczywiście trudno jest się pożegnać z ludźmi, których się polubiło. Ale wydaje mi się, że jeszcze trudniej jest się pożegnać z uczuciami. Może to dla was brzmi dziwnie, ale już wam tłumaczę...
To uczucie, gdy poziom twojej irytacji przez dziecinnego chłopaka sięga zenitu, ale nie potrafisz się długo wściekać, bo jest bardziej zabawny niż irytujący i wbrew sobie śmiejesz się w głos. Goodbye ,Pascal. To uczucie, gdy widzisz "przed tablicą" uśmiechniętą nauczycielkę, która mówi "So tell me guys, I'm open, you know that. You know I'm here for you!" i wraca ci wiara, że może ty też taka kiedyś będziesz. Goodbye, Beth. To uczucie, gdy wszystko na świecie może być wpisane w reguły matematyki i widzisz jacy oni są z tego dumni. Goodbye, Hanneke, Floris and Stefan. I to uczucie, gdy Louis pyta: "How are you guys?" i ta sama odpowiedź pada tydzień w tydzień, nigdy niezmieniona. "Not so well!... Do you want to talk about it with us?... And do you have five hours? XD" Again, goodbye Floris. To uczucie, gdy z jednej strony wszystko w tobie krzyczy na wspomnienie po raz kolejny biologicznego/darwinistycznego wciskania kitu i nowoczesnego światopoglądu, ale w tym samym czasie to uczucie, które uświadamia ci jak bardzo szanujesz i jesteś dumna z tych niesamowicie mądrych dziewczyn! Goodbye, Christien and Danielle. I to uczucie, gdy widzisz z jakim zapałem historyk opowiada o swoim przedmiocie, jakby nic innego na świecie nie było ciekawszego. Goodbye, Maarten. To uczucie, gdy wiesz, że nie jesteś sama, gdy możesz bez żadnych skrupułów narzekać na metodykę CLIL dla pedagogiki wczesnoszkolnej. Goodbye, Linda, Vanessa and Esmee. I żegnajcie wszystkie inne uczucia związane z HvA, te dobre i te złe, wszystkie frustracje i smutki, ale też głupawki i radości.
Ale to nie wszystko. Bo czasami trzeba się pożegnać z uczuciami, które są krzepiące, leczą w pewien sposób, ale trzeba się ich pozbyć, bo w jakiś sposób nie można już dłużej ich mieć. Z takimi uczuciami o wiele ciężej jest się pożegnać niż z ludźmi. Ludzie odchodzą cały czas, a nowi przychodzą. Ale uczuć trudno się pozbyć. Nawet jeśli ma się szczere intencje, by właśnie tak zrobić. Zapomnieć. Pogodzić się z czymś. Przebaczyć. Iść naprzód i nie oglądać się za siebie. Trudno jest powiedzieć wtedy żegnaj. Bo istnieje wredny sentyment. 
Czasami mam wrażenie, że łatwo mi jest coś zostawić, bo wspomnienia szybko bledną, zapomina się o szczegółach. Ale zawsze pozostają uczucia, czy wspomnienia wrażeń. Nie pamiętam dlaczego, nie pamiętam gdzie, ani jak... ale pamiętam jak się wtedy czułam. I chyba jest to gorsze, bo wspomnienia choć przemijają i się zacierają, to są prawdziwe. Odczucia są za to bardzo subiektywne i często okłamują, sprawiają, że rzeczy są lepsze niż były w rzeczywistości. 
W tamtym tygodniu, gdy żegnałam się z wykładowcami i moimi kolegami podczas wspólnej imprezy trudno było powiedzieć sobie "do widzenia". Ale nie było to w żadnym stopniu tak trudne jak fakt, że wyjeżdżając z Holandii będę musiała zamknąć za sobą pewien rozdział w moim życiu. Bo uświadomiłam sobie, że miałam najgorsze powody by tu przyjechać. Czy żałuję? Nie. Ale to nie zmienia faktu, że byłam naiwnie głupia. Wyjechałam z myślą, że coś się zmieni, że będzie lepiej. Wyjechałam z przedświadczeniem, że zaczynam jakiś nowy rozdział w swoim życiu. A będę wyjeżdżać ze świadomością, że właśnie go zamykam i muszę odpuścić. Muszę się pożegnać z masą emocji i uczuć, które się we mnie kłębią. I nie są w cale złe, ale są po prostu... nie na miejscu. I jak zwykle, będzie to bardzo słodko-gorzkie pożegnanie. Jednakże jest coś w tym pokrzepiającego, bo będąc tu, znalazłam kilka innych powodów by tu być. Bardziej logicznych i pomocnych.
Nie chcę wyjeżdżać z myślą, że uciekam. Ale chcę wyjechać i pożegnać się z Holandią raz na zawsze. To trochę dziwne, gdy pomyślę sobie jak szereg decyzji, które podjęłam w życiu, doprowadził mnie do Holandii. Do miejsca w którym jestem. I czasem chciałabym się cofnąć w czasie. Czasami, chciałabym mieć jeszcze raz te szesnaście lat i nie iść za głosem rozsądku, ale serca, i wypełnić inaczej tylko jedną rubrykę dokumentu, który wywrócił moje życie do góry nogami.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rowery i ruch drogowy w Holandii

The green bench - śladami The Fault in Our Stars

Podwodny tunel i kolejny most - Antwerpia cz. 3