Tajemniczy ogród
Nie wiem czego się spodziewałam kończąc ten semestr, ale na pewno nie pogorszenia pogody. Jednak chyba zawsze właśnie tak się dzieje, gdy ma się czas wolny. Pogoda się psuje, motywacja na wszystko maleje i chce się tylko leniuchować, nie wie się w co powinno się ręce włożyć... a może tylko ja tak mam? W każdym razie, dzisiaj pada, więc mam dobrą wymówkę żeby zostać w mieszkaniu i nie wyjeżdżać dalej niż do sklepu. Zwiedzanie odkładam na jutro. Każdy musi przecież mieć jeden wolny dzień w tygodniu, prawda? Poza tym, miałam dobrą książkę, którą chciałam skończyć. Wymówka, jak każda inna, ale dobra.
Pogoda zaczęła psuć się w zeszłym tygodniu, ale w piątek, pomimo wiatru i przenikliwego zimna, udało mi się dojechać na rowerze do Muiden. Chciałam tam wrócić, żeby zobaczyć kwitnący ogród, nawąchać się tych wszystkich ziół i kwiatów, więc pojechałam z Henrim, gdy mi to zaproponował. I pomimo kiepskiej pogody, i moich zgubionych okularów przeciwsłonecznych, było całkiem przyjemnie i przynajmniej miałam poczucie, że nie straciłam dnia.
I miałam rację, było warto wrócić na zamek, chociażby tylko dla zapachu lawendy, rozmarynu, majeranku, macierzanki i czegoś, co nazywa się yin-yang, a podobne jest do macierzanki i pachnie jak połączenie lawendy i cytrusów. Gdy zobaczyłam macierzankę, gdy poczułam ten zapach trąc roślinę w dłoniach jak robi zawsze moja mama, to jeszcze bardziej przypomniał mi się dom. No a teraz nie wiem, co ze sobą począć, bo zostały mi jeszcze całe dwa tygodnie. I chyba w większości spędzę je na udawaniu, że jest dobrze i za niczym nie tęsknię, a książki pomogą mi w tym w zupełności. A propos książek, wiecie, że nigdy nie przeczytałam "Tajemniczego ogrodu?". Powinnam chyba nadrobić moje zaległości w literaturze dziecięcej.
Komentarze
Prześlij komentarz