Odlicz do dwudziestu dwóch
Chyba każdy budzi się rano z nadzieją, że nowy dzień będzie udany. Będzie szczęśliwy, inny niż wczoraj, lepszy. Stawiamy sobie tylko jeden cel, przeżyć dzień lepiej niż wczorajszy. I po około dwudziestu godzinach możemy iść spać z poczuciem, że tak, ten dzień był dobry. Albo plujemy sobie w brodę i zarzucamy ile rzeczy zrobilibyśmy inaczej.
Zazwyczaj moje plany nie dochodzą do skutku, zawsze musi się coś w ostatniej sekundzie, mówiąc brzydko, spieprzyć. Może dlatego zaczęłam nie planować niczego z dużym wyprzedzeniem, ani nie marzę o rzeczach, które wiem że i tak się nie staną. Tak łatwiej uniknąć porażek i zawodów. Ale od czasu do czasu daję sobie tę małą nadzieję, wstaję rano i stawiam sobie tylko jeden cel, "bo dzisiaj jest mój dzień", bo nie pozwolę nikomu ani niczemu go zepsuć, a w szczególności sobie. Mówią, że nadzieja jest matką głupich. Może nie głupich, ale naiwnych. Może nigdy nie nauczę się na swoich błędach? Bo zawsze udaje mi się zepsuć swój dobry dzień, zawsze łamię przyrzeczenie dane samej sobie.
Miały być lody, miał być Vlaai, pogodny dzień i trochę zwiedzania. To miał być dobry dzień. A było jak zawsze.
To naprawdę śmieszne jak jedna rzecz może odwrócić cały dzień o 180 stopni, jak może wszystko popsuć. Ludzka głupota i nieuwaga. Mówią też, że pieniądze szczęścia nie dają... może nie dają go bezpośrednio, ale za pieniądze można kupić coś, co będzie sprawiało, że będziesz szczęśliwy, że zagłuszysz wszystko inne i skupisz się tylko na tej jednej chwili i na radości. Może nie jest to prawdziwe szczęście, ale lepsze to niż nic, prawda? Teorią ojca Szustaka jest, że ludzie zajadają swoje nieszczęście, samotność, niepowodzenia i stresy. Według mnie, trafił w sedno moich problemów, tylko że ja jestem ich świadoma. Dobrze wiem po co sięgam i w jakim celu, a w moim przypadku jest co zajadać i zagłuszać.
Nie prosiłam o wiele. Chciałam tylko zjeść głupie lody i ciastko, i choć przez jeden dzień przestać obsesyjnie myśleć. Widocznie nie to mi było pisane, jak zawsze. Coraz częściej myślę o sobie jako o głupiej, nieuważnej dziewczynie, którą z resztą pewnie jestem. Bo jak można zapomnieć głupiego portfela? Więc tak, pieniądze szczęście dają, przynajmniej w moim przypadku. Albo inaczej, brak pieniędzy szczęścia nie daje. A jeśli podwójne zaprzeczenie jest prawdą, to pierwsze stwierdzenie też nią jest.
Wyobraźcie sobie, że jedziecie do centrum miasta, poświęcacie na to pół godziny, macie miłe plany i... okazuje się, że nie macie grosza przy duszy. Jeszcze lepiej! Nie macie dokumentów i karty, która zapewnia wam darmowy wstęp do muzeów. Gratulacje, właśnie spieprzyliście sobie cały dzień.
Więc nie było lodów, ani zwiedzania. I byłam wściekła, no i trochę zażenowana, bo o braku portfela przypomniałam sobie przy płaceniu. Gdyby był to początek jakiejkolwiek książki, w tym momencie pojawiłby się główny bohater i wybawił kobietę z opresji. Ale życie to nie beletrystyka, więc poszłam do jedynego miejsca, w które mogłam się udać bez pieniędzy. Do Papagei.
A lody i wino były przepyszne. Vlaai (tarta z południowej prowincji Holandii - Limburgii) średnia, ale zjadliwa. Mogło być gorzej.
Ijscuypje jest jedną z najbardziej znanych marek lodowych, zaraz po Oli, w Holandii, jak dla mnie, szału nie ma, ale lody przynajmniej tradycyjne, a nie z maszyny.
Pójście spać z przeświadczeniem, że "to nie był dobry dzień" jest beznadziejne, ale przynajmniej motywuje do oddania się w ręce Morfeusza. No i zawsze jest jakaś ostatnia iskierka nadziei, że kolejny dzień będzie lepszy...
Komentarze
Prześlij komentarz