Wenecja Północy

Giethoorn! Zwany w Holandii jako Wenecja Północy lub Holenderska Wenecja.
I rzeczywiście, ta wioseczka zasłużyła na tak doniosłe miano. Całe "stare miasto" zbudowane jest bez dróg, wokół jeziora i kanałów, więc głównymi środkami transportu są łódki i rowery. Prawa część brzegu kanału jest w całości położona na wyspie, a tylko na lewym brzegu są wąski ścieżki. Dlatego w całym miasteczku jest około 180 mostków łączących prawy brzeg z lewym, i co ciekawe... mosty należą do właścicieli domów do których prowadzą, a to nie jest taka świetna wiadomość, bo za wszelkie naprawy to właśnie oni muszą płacić.
Giethoorn jest cudowne, urocze i jedyne w swoim rodzaju. Atmosfera tam panująca jest nie do opisania. Stare domy ze słomianymi dachami, kanały i mosty jak z obrazka i względny spokój i cisza,  pomimo tabunu turystów z całego świata (dużo Azjatów, na prawdę baaardzo dużo).
Oczywiście bylibyśmy łosie, gdybyśmy odmówili rejsowi łódką, więc na jeden dzień byliśmy zwykłymi turystami pstrykającymi zdjęcia każdej napotkanej łódce, każdemu mniejszemu mostkowi, każdej stokrotce, kaczce i wszystkim co popadnie. Jedna z lepszych wycieczek, na których tu byłam. I to tylko za 25 euro... wliczając w to nawet lody!
Podróż zajęła nam około dwie godziny... dwa pociągi i przesiadka na autobus z Steenwijk. Na zdjęciu Henry,  Roald i ja,  Alex za obiektywem aparatu, w Steenwijk.
Poświęcenie dla dobrego ujęcia.
Mieszkańcy w regionalnych strojach pieką płaskie waflo-naleśniki.
Mieszkańcy Giethoorn uwielbiają swoje miasteczko nie mniej niż turyści, dlatego o nie bardzo dbają. Każdy dom jest pięknie ozdobiony i zadbany, a każdy ogródek wypieszczony. Aż miło oczy nacieszyć.
Rejs łódką z przewodnikiem zajął nam około półtorej godziny. Trafił się nam przezabawny kapitan, Holender z prawdziwego zdarzenia na emeryturze, więc nasza mała wycieczka po kanałach i jeziorze była zabawna i ciekawa. I choć spędziłam tu ponad cztery miesiące to nadal nie mogę się nadziwić jak dobrze Holendrzy radzą sobie z językiem angielskim. Większość ze "starszych" osób mówi poprawnym angielskim, swobodnie i bez bardzo rzucającego się akcentu. I choć nasz przewodnik opowiadał swoje historie pewnie po raz tysięczny, to jednak robił to z takim entuzjazmem i zaangażowaniem jakby mówił je po raz pierwszy.
Fun fact! Mogłoby się wydawać, że kanały są głębokie, tak samo jak jezioro. Nic bardziej mylnego. Kanały mają głębokość około osiemdziesięciu centymetrów, a najgłębsze miejsce na jeziorze sięga około półtora metra. Więc jeśli ktoś przypadkowo wypadnie z łódki, to najwyżej trochę się zmoczy, otrzepie się i wsiądzie do niej z powrotem.
Ah te dzieci...
Prawie udało mi się uchwycić naszą łódkę w lustrze... prawie :D
Lody Ola aka Algida na jeziorze, bo czemu niby nie jak biznes się kręci?
W Giethoorn zwiedziliśmy też dwa muzea, jedno poświęcone życiu codziennemu w Holandii, a drugie kamieniom i skamieniałościom. Jeśli chodzi o to drugie, to moim zdaniem jest zupełnie randomowe, bo nie jest w żaden sposób związane z historią wioski. Najbliżej mu chyba do wydobywania torfu przez mieszkańców, i to aż do XIX wieku, ale jeśli mam być szczera to nijak mi się to łączy. Ale muzeum jest, więc interes się kręci, turyści go odwiedzają, a mieszkańcy zbierają profity. Po raz kolejny, zakup Museumkaart okazał się strzałem w dziesiątkę, nawet nie wiecie jak miło jest wejść do muzeum "za darmo".
Dawno, dawno temu, w miasteczku rodziny sprzedawały zamawiane towary w swoich domach, do dzisiaj zachował się taki sklepik z oldschoolowymi towarami.
Kamienie i Giethoorn nie współgrają, ale co jeszcze bardziej bije po oczach to pięć żółwi i dwa aligatory w muzealnym jeziorku dwa na dwa metry. Przez piętnaście minut żaden z gadów się nie poruszył. Jedynym zapewnieniem, że jeszcze żyją było jedno mrugnięcie okiem w ciągu tych piętnastu minut osobnika po prawej. Crazy! 
Wspominany sklepik ze starodawnymi słodyczami.
"Dom Jasia i Małgosi"
Tutaj zwrócę uwagę na co trzeba zwrócić uwagę. Południe, jakieś dwadzieścia sześć stopni, więc skwar, a te biedne panie przez swoją religię i mężów despotów są zakryte od góry do dołu w czerń. I to dosłownie od góry do dołu. Kojarzycie takie hełmy średniowieczne, co to miały tylko dwie małe szparki na oczy? Mniej więcej tak to właśnie wyglądało. Na świecie nie ma sprawiedliwości, a co z tymi facetami? Czemu oni nie mogą chodzić w czarnych zasłonach???
Lody średnie, za to towarzystwo doborowe.
Pod palemką to się można opalać toples! XD
Ola, love ice cream. Potwierdzam.
Selfie z lustrzanki XD

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rowery i ruch drogowy w Holandii

The green bench - śladami The Fault in Our Stars

Podwodny tunel i kolejny most - Antwerpia cz. 3