
Kurcze... przywiązałam się do tego kubka. Szczególnie, że dostałam go na minione mikołajki od Dominiki. I nawet mój tata, krytyk wszelkiego rodzaju druków, powiedział, że mój kubek ma całkiem niezły i ładny nadruk. A teraz jest zbity... W zasadzie nie zbity, a przepołowiony. I nawet to nie była moja wina! No może trochę moja... Ale skąd miałam wiedzieć, że tym razem gdy wleję gorącą wodę do środka, to kubek pęknie na pół? Dosłownie. Na pół. Ledwie zalałam herbatę i się odwróciłam, a tu taki trzask słyszę. Jakby pękła szyba. Albo skorupka od jajka. A to mój kubek był. I widziałam jak powoli woda rozlewa się po całym stole... I chciało mi się płakać. Taka szkoda. Taki ładny kubek, tak młody, a już trzeba go pogrzebać w ciemnym głębokim śmietniku.
Zastanawiam się, czy to nie miała być jakaś metafora dla mojego życia? Bo moje życie jest takie pół na pół. Na przykład teraz. Jestem w Holandii. I powinnam teoretycznie się cieszyć, bo mam "wakacje", bo Erasmus, bo poznaję nowych ludzi, bo mieszkam sama i jestem bardziej samodzielna. Ale druga połowa jest ta bardziej prawdziwa. I feel totally homesick. Pół na pół. Jak teraz mój kubek. Czasem chciałabym tylko odłamek tego, co mnie spotyka, tylko małą ukruszoną cząstkę. Może wtedy byłoby łatwiej?
Komentarze
Prześlij komentarz