W pociągu...

Nie wiem, czy to fakt powszechnie znany, ale holenderskie pociągi są tak wygodne jak i szybkie. A są szybkie. W ciągu godziny mogę "zwiedzić" stacje w Amsterdamie, Utrrchcie, Goudzie i Rotterdamie. A to i tak nie najszybsze połączenie jakie jest. W zasadzie mogłabym z Amsterdamu do Rotterdamu dojechać w czterdzieści minut. Jestem w pociągu, więc nie pokażę wam mapki, ale wyobraźcie sobie, że dystans między tymi miastami jest większy niż między Nowym Targiem i Krakowem. Podróż polskim pociągiem zabiera około trzech godzin? Mniej więcej. No to macie porównanie.
Zazwyczaj pociągi tutaj kursują jak w szwajcarskim zegarku. Odjazd punktualnie z czasem. Przyjazd w punkt. Każde najmniejsze  opóźnienie zawsze wyświetla się na tablicy na peronie.  Nawet głupie pięć minut spóźnienia.
No chyba, że jest się mną. I ma się takiego życiowego pecha. Wtedy, pociągi w ogóle nie kursują, albo są odwołane. Człowiek planuje sobie podróż z wyprzedzeniem, jest na peronie kilka minut przed odjazdem i dowiaduje się, że akurat ten pociąg jest anulowany. Witajcie w moim świecie.
Dlatego zwiedziłam stację w Utrechcie. Bo nie planowałam żadnych przesiadek. Przynajmniej teraz będę mogła powiedzieć, że "byłam" w tym mieście. :D
Świat za szybą wygląda przyjemnie, słońce świeci i zamydla oczy. I chociaż przez chwilę nie muszę myśleć o tym, co czeka na mnie w domu (masa roboty i nauki do egzaminów),  ani o tym, że tak na prawdę na zewnątrz nie jest tak ciepło jak się wydaje.
PS. Oczywiście publikuje dopiero teraz, bo internet w pociągu mnie nie lubił i nie udało mi się dodać zdjęć. Dalsze przygody z dzisiejszego wspaniałego dnia, poopowiadam jutro.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rowery i ruch drogowy w Holandii

The green bench - śladami The Fault in Our Stars

Podwodny tunel i kolejny most - Antwerpia cz. 3