Niemiecki sznycel


Kolejny wieczór "orientalnej" kuchni za pasem. Orientalnej dla Mariny (Meksyk) i Henriego (Wietnam), bo, dla nas Polek, tłuczone ziemniaki ze sznyclem są serwowane w domu rodzinnym przynajmniej raz w miesiącu. Jednakże niemieckie "meatballs" w wykonaniu Marka, wcale nie smakowały tak jak sznycle mojej mamy. Co nie znaczy, że nie były smaczne! Jedyną różnicą w niemieckim mielonym były dodatkowe składniki. Osobiście nigdy nie dodawałam rozmiękłej bułki, musztardy i zielonej pietruszki, ale jak widać, i taka kombinacja działa. A ziemniaki z dodatkiem gałki muszkatołowej to coś, co na pewno wypróbuję jeszcze raz.

Niby to samo, a jednak nie. I nie smakuje jak w domu. Tutaj wszystko smakuje inaczej. Kurczak nie ten sam. Pomidorowa już nie taka jak dawniej. Chleb, który jest, bo jest, bo coś pod ser i szynkę trzeba podłożyć, ale nie ten sam. Herbata, którą z namaszczeniem się parzyło i delektowało każdym łykiem, nie ta sama. Wszystko smakuje inaczej. Jakby mniej. Jakby było bardziej nijakie i bez tego "czegoś". Wszystko smakuje inaczej, gdy nie je się z rodziną. Gdy nie można podzielić się tym, co się ugotowało i upiekło. Pamiętam jak za każdym razem, gdy gotowałam w domu, jedzenie, które robiłam nie smakowało mi tak bardzo jak sama przyjemność przygotowywania go, ale zawsze smakowało innym. I wtedy nagle i mój smak się polepszał. Bo nie chodzi tylko o wygląd, o przepis, ale też o to, kto siedzi przy tym samym stole.
Dlatego te nasze "kitchen party" są takie ważne. Bo dają nam sztuczne poczucie bycia razem.
Było smacznie i zabawnie, jak ostatnim razem. Teraz kolej na kuchnię meksykańską!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rowery i ruch drogowy w Holandii

The green bench - śladami The Fault in Our Stars

Podwodny tunel i kolejny most - Antwerpia cz. 3