Wiosna, wiosna. Wiosna, ach to Ty!
Na Kasprowym środek zimy. Na Podhalu przedwiośnie. W Holandii... od tygodnia pachnie wiosną!
Przez cały tydzień z krótkimi przerwami było słonecznie i zasadniczo ciepło. Nie jest to jeszcze lato ani wiosna w rozkwicie, ale już coś. Wieczory stają się coraz dłuższe i cieplejsze. Powietrze pachnie nie tylko, niestety, marihuaną, ale też zakwitającymi krzewami i kwiatami i po prostu świeżością. Amsterdam jest trochę dziwny pod względem powietrza. Czuję się tu czasami jak nad morzem. Wieje, wszędzie woda i duża wilgotność. I taki klimat mi chyba służy. Chociaż raz w życiu, nie będę narzekać na pogodę.
Już od miesiąca tu i ówdzie można zobaczyć pączkujące drzewa, żółte żonkile i różnokolorowe krokusy. Ludzie w końcu wyszli ze swoich czterech ścian do parków i na poldery. W gniazdach pojawiły się bociany. I od miesiąca noszę w sobie nadzieję na lepszą pogodę, na wiosnę, na ciepły deszcz i słoneczne popołudnia. I z każdym dniem jest coraz lepiej. Mam nadzieję, że te resztki zimy, które jeszcze tu pozostały, szybko sobie odejdą, byśmy mogli cieszyć się słońcem i długimi wieczornymi przejażdżkami na rowerze.
![]() |
(W tle Rijks Museum) |
Jest w tym coś niezwykle ujmującego, spokojnego i kojącego, gdy tak wracam do domu na rowerze, zaraz po zmierzchu lub w scenerii zachodzącego słońca. Od kanałów wieje lekka bryza, a powietrze przesiąknięte jest "tym czymś", co sprawia, że mam ochotę zatrzymać ten jeden oddech na zawsze. Nie wiem czemu, ale ta świeżość w powietrzu przypomina mi o moim domu. Może przemawia przeze mnie nostalgia... może po prostu tęsknię za domem i rodziną. Za polską wiosną. Topniejącym śniegiem. Halnym. Za bocianami, które tak bardzo utożsamiamy z naszą polskością. Nie wiem. Ale wiem, że nie mogę się doczekać powrotu do domu. I to nawet nie dlatego, że bardzo tęsknię za bliskimi i przyjaciółmi. Bardziej chyba tęsknię za poczuciem "bycia w domu", bycia u siebie. Tęsknię za swoją tożsamością. Bo w końcu ją znalazłam. Potrzeba mi było wyjazdu z kraju, bycia z dala od rodziny, jednego miesiąca życia w "wyzwolonym" liberalnym kraju, by zrozumieć, że na prawdę należę do Polski. A Polska jest moja. Nie zdawałam sobie nigdy sprawy, że jestem tak bardzo "polska". Że będę kiedykolwiek za tym tęsknić. A właśnie tak jest.
Dlatego dzisiaj, gdy wystawiam twarz do słońca, gdy w powietrzu czuć kwitnący bez, staram się cieszyć tym co mam tu i teraz. I mam nadzieję, że kiedy wrócę "do kraju tego, gdzie winą jest dużą popsować gniazdo na gruszy bocianie", przestanę myśleć o Polsce w gorszych kategoriach. Zachód nie jest od nas lepszy. Bo Polska jest nasza. A naszej Polski nikt nam nie odbierze.
A na dzisiaj polecam wam poczciwego dobrego Grechutę. Może i wam przyniesie na coś nadzieję. Może na szybszą wiosnę w Polsce? ;)
Komentarze
Prześlij komentarz