#Rijks Museum 1: Impresjoniści i Szkoła Haska
Gdy przyjechałam do Amsterdamu, dwie rzeczy stały się dla mnie oczywiste. Pierwsza, nie przeżyję bez roweru. Druga, studenci zagraniczni nie mają zniżek nie tylko na komunikację miejską, ale też na muzea. Można więc powiedzieć, że dwoma "must have" w Holandii jest po pierwsze rower, a po drugie "Museumkaart". Ten mały plastikowy prostokąt, jeśli chcecie wiedzieć, kosztujący fortunę dla biednej polskiej studentki, umożliwia "darmowy" wstęp do większości muzeów na terenie całej Holandii i jest ważny przez jeden rok.
Po kupnie tej karty życie staje się znacznie prostsze. Mówię poważnie. Wchodzę do każdego muzeum, jak do swojego domu, z pewnością siebie i poczuciem, że świat stoi przede mną otworem. I w zasadzie, nie powinno to nikogo dziwić, bo karta kosztowała mnie tylko nieznacznie mniej niż rower. Ale w zupełności jest warta swojej ceny. Dzięki niej mogę spędzić tyle czasu w Rijks Museum ile tylko zechcę! A mam zamiar oglądnąć tam każdy obraz, każdą rzeźbę, każdy eksponat. Wnikliwie i dogłębnie. Bez pośpiechu.
Gdy po raz pierwszy byłam w Rijks Museum, te pięć - czy ile tam - lat temu, na zwiedzenie wszystkich sal mieliśmy może dwie godziny. Ledwo co zerknęłam na autoportret Van Gogha, a już musiałam wychodzić... W tym miesiącu byłam już trzy razy w tym muzeum i zwiedziłam tylko jedno całe skrzydło budynku i dwie sale. Jak mówiłam, nie chcę się spieszyć z podziwianiem całego inwentarza jakim dysponuje Rijks Museum.
Każdy kraj ma swoje Rijksmuseum. My mamy Muzeum Narodowe, zarówno w Krakowie jak i w Warszawie. Anglia ma National Gallery i British Museum. Francja ma swój Luwr. USA ma National Gallery of Art. I tak dalej, i tak dalej...
My point is... w tym muzeum znajdzie się dla każdego coś ciekawego. Sztuka, architektura, rzeźba i malarstwo, kolekcje mebli, instrumentów, statków, książek, biżuteria i moda... dosłownie wszystko. Dlatego zamierzam spędzić dostatecznie dużo czasu, żeby zwiedzić je od deski do deski.
W najbliższym czasie będę dzielić się z wami tymi odrobinami wspaniałości Rijks, na które szczególnie zwrócę uwagę, albo które uznam za dość ciekawe, by się nimi podzielić, więc bądźcie na bieżąco :).
Dzisiaj zaczynamy od mojej ulubionej epoki w malarstwie, czyli impresjonizmu (ale nie tylko, bo będzie też Szkoła Haska). Jak już może się zorientowaliście, zazwyczaj piszę bardziej o moich refleksjach niż, o fachowych rozważaniach na różne tematy. Nie jestem historykiem sztuki, a sztuka nie jest moją dziedziną studiowania, więc nie będę wam opowiadać o charakterystycznych cechach epok i o autorach dzieł. Po pierwsze dlatego, że się na tym kompletnie nie znam, a po drugie, jest wiele więcej osób, które zrobią to lepiej ode mnie. Dlatego też, ja tylko puszczam w eter to, co mnie tkwi w głowie i pamięci. Obrazy, myśli i słowa. Wy, zróbcie z tym cokolwiek chcecie.
Żaden Van Gogh nie równa się z tym obrazem (w mojej skromnej opinii). Uwielbiam ten obraz i mogłabym się wpatrywać w niego godzinami. "Windmill on a Polder Waterway" autorstwa Paula J. C. Gabriela. |
Choć finansowo najcenniejszym obrazem w tej sali w Rijks jest Van Gogh... to jest o wiele więcej obrazów, które robią na odbiorcy większe wrażenie. (oczywiście moja subiektywna opinia) |
Komentarze
Prześlij komentarz