Czekolada... i nie tylko - Antwerpia cz. 2
Belgia kojarzy się nam jednoznacznie z belgijską czekoladą, z belgijskim ciemnym mocnym piwem, z belgijskimi grubymi ociekającymi tłuszczem frytkami, słodkimi goframi i naleśnikami, no i oczywiście z Hercule Poirot'em!
W Antwerpii nie brakowało żadnej z tych rzeczy, ale chyba najbardziej podekscytowani byliśmy możliwością kupna prawdziwej belgijskiej czekolady. Na darmową degustację nie było niestety szans.
Belgowie, podobnie jak Holendrzy, uwielbiają słodkości. Czekolada, pralinki, przeróżne wypieki, gofry z bitą śmietaną i nutellą, naleśniki z górą masła i cukru pudru. Raj dla każdego łasucha.
Czekolada i pralinki są produktami delikatesowymi, ale raz się żyje, prawda? Jeszcze nigdy w życiu nie wydałam tyle na czekoladę. I to nawet nie dlatego, że kupiłam jej dużo... a dlatego, że euro jest pieprzonym masochistą.
Ale znajdą tu też coś dla siebie miłośnicy cięższych smaków. Belgia przecież jest znana z niesamowicie smakowitych frytek. Belgowie nie rozumieją, dlaczego frytki nazywamy "french fries", skoro to oni, nie Francuzi, mają je najlepsze. Belgijskie frytki różnią się tylko tym, że są smażone dwa razy i są grubsze niż zwyczajne sklepowe/McDonaldowe frytki. I dzięki temu mają chrupką skórkę i rozpływają się w ustach. Oczywiście serwowane z majonezem, są jeszcze lepsze.
A jak to piszę, na samą myśl cieknie mi ślinka i robię się głodna... Mniam, że aż palce lizać!
Elisa Pralines - podobno jeden z lepszych sklepików oferujących dobrą czekoladę... oby była to prawda, bo obkupiłam się. |
Wytwórnia czekolady i pralinek |
Komentarze
Prześlij komentarz