I spread the love for pierogi!
Mój wyjazd do Ameryki (w dodatku w roli kucharki), nie mógł się obyć bez pierogowej nocy. W czasie podróży do Kanady ustaliłyśmy z dziewczynami, że poświęcimy swój sobotni czas na lepienie pierogów, więc jeszcze w Montrealu udało mi się kupić biały ser, nie polski, ale dość podobny, na pierogi ruskie. Dla Valerii było to pierwsze pierogowe przeżycie, a Logan, choć już je jadła i wcześniej nawet sama robiła - po jakimś miesiącu okazało się, że Logan w dzieciństwie miała Polską nianię Mariolę - to chciała nauczyć się je robić od podstaw od prawdziwego polskiego mastera pierogów, a że miała tylko mnie, a nie mastera, to pierogi wyszły jakie wyszły.
Osobiście, uwielbiam pierogi ruskie, więc naturalnie była to dla mnie pierwsza wersja pierogów, które przedstawiłam dziewczynom. Zaskoczeniem było dla mnie, że to nie one skradły ich żołądki. Oprócz nadzienia ruskiego, zrobiłyśmy nadzienie z pieczarek i kapusty kiszonej (sauerkraut) i te pierogi wyszły o niebo lepiej niż ruskie i bardziej smakowały dziewczynom. Ja zareagowałam na nie prawie płaczem, bo smakowały jak Święta Bożego Narodzenia, jak dom.
Może pierogi nie smakowały dokładnie tak jak w domu, bo nie były robione przez te same spracowane ręce co w domu, ale jadłyśmy je bez opamiętania (na drugi dzień Logan skomentowała to tak: "I have pierogi's hangover"). Pierogi z borówkami - trzecia odsłona pierogowej nocy - czekają jeszcze w zamrażalce i może o nich nie zapomnę przed wyjazdem stąd. Jestem też ciekawa reakcji Logan na słodkie pierogi, bo tamtego dnia było to dla niej odkrycie, które nieźle ją zaskoczyło.
Komentarze
Prześlij komentarz