Dzień 4 część 2
Artis Royal Zoo jest najstarszym w Holandii ogrodem zoologicznym, a nawet jednym z najstarszych zoo na świecie. Przyznam szczerze, że nie odwiedzam w Polsce zoo zbyt często i z powodów finansowych - nie dość, że jestem klasyczną polską cebulą, to w dodatku studentką, a wejście do Artis było zbyt drogie i nie łapało się na moją magiczną kartę Museumkaart, dzięki której wszystko stało przede mną otworem, no właśnie... prawie wszystko - nie miałam w planach pójścia do Artis. Tylko, że życie pisze własne scenariusze i wyszło jak wyszło, bo wylądowałam w najładniejszym i najmilszym zoo na świecie - no dobra, najfajniejszym, w którym kiedykolwiek byłam.

Chyba jeszcze o tym nie wspominałam, ale jako przedsiębiorcza kobieta wykalkulowałam, że za wstępy do wszystkich muzeów moi rodzice będą musieli zapłacić fortunę, więc zaczęłam kombinować. Co prawda moja karta kosztowała tylko 50 euro - gdy ją kupowałam było to AŻ 50 euro! -, ale wymagała holenderskiego zameldowania, które miałam ja, ale nie mieli go moi rodzice. Na szczęście w Amsterdamie istnieje coś takiego jak I Amsterdam City Card, karta przychodząca z odsieczą dla turystów spragnionych wrażeń amsterdamskich atrakcji. W porównaniu z kartą Museumkaart, I Amsterdam jest droga. A nawet bardzo droga. Ale pomimo swoich minusów, ma dużo plusów. Jednym z plusów jest to, że jest ona opłacalna. Uwierzcie mi co mówię, sprawdzałam i kalkulowałam, jest opłacalna, jeśli wie się jak jej używać i jak wyciągnąć z niej maksimum możliwości. Kolejny z plusów wiąże się z wielką wygodą jaką jest posiadanie tej karty, gdy przyjeżdża się do Amsterdamu na weekend lub kilka dni i chce się zwiedzić jak najwięcej, ale jednak tylko te najważniejsze muzea i miejsca. Kupujesz jedną kart za wiele możliwości. Dzięki karcie drzwi od muzeów stoją przed tobą otworem (niestety Rijks się tu nie łapie, ale dają przynajmniej mini zniżkę), wchodzisz gdzie chcesz i kiedy chcesz, dostajesz super pomocną mapę (a dla przyjezdnych żółtodziobów chyba ma to dość duże znaczenie), możesz wybrać darmowy rejs po kanałach spośród kilku przewoźników. And last but not least, karta daje nie tylko "darmowy" dostęp do większości amsterdamskich muzeów i atrakcji, ale dodatkowo nieograniczoną możliwość korzystania z komunikacji miejskiej i kilka gratisów extra (jak na przykład darmową kawę w jednym z domów targowych, shot holenderskiego Jenevera, darmowe bitterballen i wiele wiele innych).
Teraz trochę faktów. Po pierwsze, karta działa przez określony czas i to czas jej aktywności uzależnia cenę. Opcje są cztery. Najbardziej opłacalną - po skalkulowaniu, wyszło nam chyba, że zaoszczędziliśmy ok 60-70 euro, a więc całkiem sporo, za to ja, na Museumkaart zaoszczędziłam ponad 200 euro, w co sama za bardzo nie mogłam uwierzyć - opcją jest zakup karty aktywnej przez 96 godzin, bo choć kosztuje ona 87 euro, to przy intensywnym zwiedzaniu, można trochę zaoszczędzić, a nawet jak to widać całkiem sporo. Są też wersje karty 24, 48 i 72-godzinnej i kosztują odpowiednio 57, 67 i 77 euro. Karta jest ważna i aktywna od chwili pierwszego wejścia do pierwszego muzeum, ale co ciekawe, aktywację drugiej części karty, czyli części z transportem publicznym, można uruchomić w innym czasie. My właśnie tak zrobiliśmy. Przez pierwsze cztery dni korzystaliśmy z dobrodziejstwa i możliwości części karty muzealnej, a gdy musiałam oddać nasze rowery i sprzedać swój, aktywowaliśmy część z transportem publicznym.
All in all, kartę warto zakupić, gdy myśli się o większym zwiedzaniu, ale uprzedzam, że trzeba być dobrze i uprzednio zorganizowanym, bo tylko napięty grafik zwiedzania Amsterdamu daje efektywność i opłacalność jeśli chodzi o I Amsterdam City Card. Szczerze polecam kartę i zachęcam do odwiedzania strony internetowej I Amsterdam (nie, post nie jest sponsorowany, na to jestem za mało sławna i znana, choć przydałaby mi się jakaś dodatkowa forsa).
Wracając do tematu - moje dygresje są za długie, powinnam się chyba zacząć bardziej kontrolować przy moim pisaniu - I Amsterdam City Card uwzględnia darmowe wejście do Artis, więc dla mojej mamy nie było w ogóle opcji, żebyśmy tam nie poszli. Moją pierwotną wersją było, żeby puścić ich samych do zoo, ale koniec końców poszłam i ja. I nie żałuję!
Okazało się nawet, że w dni "szkolne" studenci z Amsterdamu mają zniżkę, więc zapłaciłam za wstęp jakieś śmieszne pieniądze. A z tą zniżką, to w ogóle też wiąże się zabawna historia, bo władze Artis bardzo poważnie traktują zasadę "zniżka tylko dla uczniów szkół amsterdamskich", o czym nie wiedziałam, bo i czemu miałam wiedzieć. Podchodzę do okienka, najpierw daję wejściówki rodziców, później proszę o bilet dla mnie, bilet - z uśmiechem odzywam się do pani za szybką - ulgowy, bo jestem studentką. A ona patrzy na mnie i prosi, żebym dała jej jakiś dokument potwierdzający mój status studenta. Ja na luzie, i z dumą, bo po raz pierwszy mogłam pokazać i pochwalić się moją kartą studencką HvA, wyciągam moje studenckie ID i pokazuję jej. Ona popatrzyła na kartę, popatrzyła na mnie i pyta, czy mam dokument potwierdzający przyjęcie na aktualny semestr (podała jakąś holenderską nazwę, której za Chiny Ludowe nie powtórzę). Ja dość skonsternowana, mówię, że nie wiem co takiego i tłumaczę, że ja tutaj na Erasmusie jestem i studiuję na HvA, więc przecież nie powinno być żadnych problemów. Zaczęłam się trochę denerwować i stresować, w perspektywie miałam bilet kosztujący ponad 20 euro, bo bałam się, że mnie nie wpuści na bilecie ze zniżką. Ona dalej coś tłumaczy, coś z czego rozumiem piąte przez dziesiąte, ale w końcu dochodzimy do porozumienia. Pal sześć ten dokument, mam pokazać przynajmniej jakiegoś maila od nauczyciela ze służbowego adresu HvA. No to bingo! Tak przynajmniej myślę przez sekundę lub dwie, aż nie uświadamiam sobie, że skoro nie mam internetu w telefonie, to z moją skrzynką mailową też będzie kiepsko. Ale na szczęście miałam zapisany jakiś jeden mail od koordynatorki Erasmusa, więc pokazałam babeczce z okienka i jakoś przeszło. Sukces osiągnięty. Tylko zostało mi jedno pytanie po tej historii, po co karta studencka bez jakiejkolwiek "daty przydatności"? Może i męczy nas - studentów - chodzenie w każdym semestrze podbić legitymację, ale jednak ma to sens. Duży sens.


 |
Niech nie zmyli was ich słodki wygląd... mają charakterek i są dokuczliwe. |
Artis jest niezwykle przyjemnym zoo - co chyba widać na zdjęciach. Jest zadbane, a zwierzęta wyglądają na prawdę na szczęśliwe, na tyle na ile mogą być "zamknięte w klatkach". Daję tu to wyrażenie w cudzysłów, ponieważ te zwierzęta choć są w niewoli, to tak na prawdę niewiele z nich jest zamkniętych. Większość zwierząt umieszczona jest na dużych przestrzeniach, wolna, ale odgrodzona np. wodą, od ścieżek, po których poruszają się ludzie. I tak na przykład, zebry razem z żyrafami i innymi kopytnymi z Afryki chodzą sobie razem po swojej dzielni, mini kangury skaczą gdzie chcą i są na wyciągnięcie ręki człowieka, a pelikany i czaple wpadają na ploteczki do pingwinów i foczek. Wszyscy zadowoleni, włączając w to turystów i rodziny z dziećmi.
Zoo w Amsterdamie jest dla mnie w ogóle fenomenem. Przejeżdżałam koło niego niemal codziennie w drodze na uczelnię i codziennie widziałam plamę różu za ogrodzeniem (flamingi), słyszałam odgłosy zwierząt i zastanawiało mnie jak to jest, że polskie ogrody zoologiczne zamyka się i odgradza od Bożego świata, a ja w Amsterdamie przejeżdżam koło takiego zoo i widzę praktycznie wszystko, co jest w środku. Jednocześnie zadziwiające jest to, że zoo stoi w samym sercu miasta, a gdy się do niego wchodzi, to jakby wchodziło się do innego świata. Nagle nie słychać szumu ulicy i przejeżdżających aut, nie czuć zapachów miasta i ulicznego pyłu, w środku w zoo, nastrój się zmienia i nagle jesteśmy pośrodku dżungli i sawanny. To całkiem miłe uczucie, nawet silne zapachy zwierząt są zadziwiająco uspakajające, a nie odpychające.
Artis jest niezwykłym miejscem w Amsterdamie, które po prostu trzeba zobaczyć.
 |
"ŻE CO?!" - wytrzeszcz roku :D |
 |
Taka mała, a już tak słodka ^_^ |
 |
Absolutna perełka w Artis - motylarnia! |
 |
Gdzie jest Nemo? |
 |
Która to Dory? |
 |
I jest jak w naturze powinno być. Jeden ma jedzonko, a drugi czyściutkie uszka ;) |
 |
"Więcej niż jedno zwierze to? LAMA..." |
 |
Czerwonaki! |
 |
Trochę się mu garb zgarbił XD |
Ps. Jak widać, moja aktywność na blogu nieznacznie wzrosła... to za sprawą pracy licencjackiej. Jestem zmuszona coś w końcu zacząć pisać, więc uciekam się do... uciekania przed tym. Procrastinating mi nie służy, ale może choć trochę nadrobię zaległości tutaj :D. Czego się w życiu nie robi, żeby się nie uczyć...
Komentarze
Prześlij komentarz