Poke-O-Moonshine
Cześć i czołem! Skąd ja się tu wzięłam? Do dziś sama się zastanawiam.
Poke-O-Moonshine - 2180 ft (to tylko 660 m.n.p.m.!) - łańcuch gór Adirondack, 1,5 mil w jedną stronę.
To był mój pierwszy dzień wolny od pracy, której tak na prawdę jeszcze nie zaczęłam. Nikogo praktycznie nie znałam ze staffu campu i siedziałam sobie w pomieszczeniu socjalnym, ciesząc się chwilą spokoju. W końcu mogłam odpocząć po długiej podróży i całym szaleństwie związanym ze studiami. Gdy wyszłam z naszego socjalnego, które nazywane jest przez camperów "Gniazdem", spotkałam Megan (jedną z organizatorek, odpowiedzialną za wycieczki górskie), wracającą właśnie ze szlaku. Od słowa do słowa doszłyśmy do tego, że zostałam na campie praktycznie sama, a chciałabym się gdzieś przejść. I tak wylądowałam sama na szlaku prowadzącym na urokliwą górę Poke-O-Moonshine. Gdy się wspinałam, zdałam sobie sprawę, że tak na prawdę nigdy nie poszłam w góry sama, bo chyba nie za bardzo potrafię się tym cieszyć. Nie fascynuje mnie sama wędrówka. Zazwyczaj chodzę w góry dla towarzystwa. I to mnie cieszy najbardziej, towarzystwo innych podczas podróży. Tym razem, będąc całkiem sama, na zupełnie obcym szlaku, po raz pierwszy w życiu byłam zadowolona z tego, że szłam w góry, że moje łydki piekły niemiłosiernie przy wchodzeniu na strome zbocza, że mój oddech urywał się za każdym razem, gdy przyśpieszałam tępo. I po raz pierwszy w życiu doceniłam to, że mogę być na szlaku sama, iść własnym tępem, nie musieć myśleć o komforcie innych i nie próbować zagłuszyć ciszy własną paplaniną.
Adirondack przypominają mi trochę Sudety, trochę nasze Gorce, wyższe szczyty wyglądają jak Tatry. Ogólnie rzecz biorąc, jadąc autem widzę zarys gór i czuję się trochę tak, jakbym była w Polsce.
To był mój pierwszy dzień wolny od pracy, której tak na prawdę jeszcze nie zaczęłam. Nikogo praktycznie nie znałam ze staffu campu i siedziałam sobie w pomieszczeniu socjalnym, ciesząc się chwilą spokoju. W końcu mogłam odpocząć po długiej podróży i całym szaleństwie związanym ze studiami. Gdy wyszłam z naszego socjalnego, które nazywane jest przez camperów "Gniazdem", spotkałam Megan (jedną z organizatorek, odpowiedzialną za wycieczki górskie), wracającą właśnie ze szlaku. Od słowa do słowa doszłyśmy do tego, że zostałam na campie praktycznie sama, a chciałabym się gdzieś przejść. I tak wylądowałam sama na szlaku prowadzącym na urokliwą górę Poke-O-Moonshine. Gdy się wspinałam, zdałam sobie sprawę, że tak na prawdę nigdy nie poszłam w góry sama, bo chyba nie za bardzo potrafię się tym cieszyć. Nie fascynuje mnie sama wędrówka. Zazwyczaj chodzę w góry dla towarzystwa. I to mnie cieszy najbardziej, towarzystwo innych podczas podróży. Tym razem, będąc całkiem sama, na zupełnie obcym szlaku, po raz pierwszy w życiu byłam zadowolona z tego, że szłam w góry, że moje łydki piekły niemiłosiernie przy wchodzeniu na strome zbocza, że mój oddech urywał się za każdym razem, gdy przyśpieszałam tępo. I po raz pierwszy w życiu doceniłam to, że mogę być na szlaku sama, iść własnym tępem, nie musieć myśleć o komforcie innych i nie próbować zagłuszyć ciszy własną paplaniną.
Adirondack przypominają mi trochę Sudety, trochę nasze Gorce, wyższe szczyty wyglądają jak Tatry. Ogólnie rzecz biorąc, jadąc autem widzę zarys gór i czuję się trochę tak, jakbym była w Polsce.
Szlaki w Adirondack są dziwne, a może wyglądają tak w całej Ameryce. W Polsce mamy znaczenia namalowane na drzewach, tutaj przybijane są plastikowe tabliczki. Na oficjalnych szlakach jest specjalna budka, w której znajduje się książka, w której trzeba się wpisać, gdy wchodzi się na szlak i gdy się z niego już zejdzie (świetny pomysł jeśli chodzi o bezpieczeństwo ludzi!). Oczywiście wpisałam się, więc można powiedzieć, że zostawię w Ameryce jakiś swój ślad, nie licząc samych śmieci, które naprodukuję przez trzy miesiące.
Widzę w tym miejscu kawałek DOMU! Pięknie, buziaki! 😘😘😘
OdpowiedzUsuńpozdrawiają rodzice z wysokości 725 m npm
OdpowiedzUsuńhahahaha Jestem zalogowana na waszym laptopie?? XD
Usuń